Dorota Banaszczyk – rozmowa z mistrzynią świata w karate olimpijskim

Piotr/ 26 listopada, 2018/ Karate-do, Ogólne/ 1 comments

Na wstępie przyjmij moje najszczersze gratulacje w związku ze zdobyciem tytułu Mistrzyni Świata w Karate WKF (karate olimpijskie). To chyba marzenie, każdego trenującego wyczynowo sportowca. Jak się z tym czujesz? Dotarło już do Ciebie, że jesteś mistrzynią świata?

Bardzo dziękuję. W dalszym ciągu ciężko opisać mi to, co czuję. To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie dostaję od ludzi. Zrobiłam coś nieprawdopodobnego i muszę to podkreślić, biorąc pod uwagę fakt, jak funkcjonuje nasza dyscyplina w Polsce… Dla mnie to trochę jak taki sen… Po powrocie do domu, pierwszej nocy trzymałam medal przy swoim łóżku, kiedy się obudziłam wciąż tam był… Wtedy zaczęłam wierzyć w to, że to, co się dzieje − jest prawdą. Zaskoczyłam wszystkich, nawet siebie. Choć muszę przyznać, że takie niespodzianki bardzo lubię. Powoli to do mnie dociera i muszę przyznać, że jestem przeszczęśliwa.

Czy Twoje życie po powrocie do Polski już się zdążyło zmienić?

Jedyną zauważalną zmianą jest na pewno zainteresowanie moją osobą. Dostaję mnóstwo wiadomości od ludzi, dostaję zaproszenia do telewizji czy radia, udzielam wywiadów. Nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia, ale muszę przyznać, że to bardzo miłe. Na pewno czuję się dzięki temu w jakiś sposób doceniona. Szczerze mówiąc do dziś próbuję się odkopać z wiadomości z gratulacjami, które otrzymałam po zwycięstwie. Staram się odpowiadać sukcesywnie, nie chciałabym nikogo pominąć. Poza tym po powrocie pozwoliłam sobie na tydzień odpoczynku. Musiałam trochę ochłonąć, aby móc z powrotem wrócić do pracy. Nie mogę sobie pozwolić na dłuższą przerwę, bo przede mną jeszcze w tym roku zawody z cyklu Series A w Szanghaju. Gdzieś tam powoli też myślę już o tym co czeka mnie w przyszłym roku. Ten medal dał mi ogromną szansę na Igrzyska i chciałabym ją móc wykorzystać, prezentować wysoki poziom oraz zdobywać kolejne punkty do rankingu. Ta myśl siedzi głęboko w mojej głowie.

Jadąc na MŚ liczyłaś po cichu na medal?

Przyznam się szczerze, że nie. Po prostu − NIE. Zresztą nie tylko ja, mój Trener również przyznaje się do tego, że nie spodziewał się, że to właśnie w Madrycie staniemy na podium, a już na pewno nie na jego najwyższym stopniu. Oczywiście jadąc na każde zawody staram zaprezentować się jak najlepiej, zawsze myślę o medalu i dążę do tego by go zdobyć, ale staram się też patrzeć na wszystko realnie. Startowałam wielokrotnie na zawodach seniorskich (Premier League czy Series A). Zwykle moje starty kończyły się na drugiej, trzeciej rundzie, podczas gdy moje przeciwniczki zaliczały kolejne udane starty. To na pewno nie wróżyło tak dobrego startu na MŚ…

Opowiedz pokrótce, jak wyglądała Twoja droga do medalu, z kim musiałaś się zmierzyć, aby zdobyć upragnione złoto. Warto o tym powiedzieć, bo musiałaś pokonać bardzo utytułowane zawodniczki…

To prawda, droga nie była łatwa. Kiedy przed startem zobaczyłam losowanie pomyślałam „No to sobie powalczyłam…”. W mojej ćwiartce znalazły się topowe zawodniczki światowego rankingu. W pierwszej rundzie pokonałam reprezentantkę Dominikany. Przyznam, że nie kojarzyłam nazwiska, a nie mam w zwyczaju sprawdzać osiągnięć przeciwniczki. Inna sprawa, kiedy widzi się takie nazwiska jak Terliuga, Cardin czy Tuba… Tych nazwisk nie da się nie znać, a z Ukrainką miałam się spotkać już w drugiej rundzie. Jednak, jak się okazało numer 1 światowego rankingu przegrała z Bułgarką, którą musiałam pokonać w swojej kolejnej rundzie. Zresztą myślę, że trzecie miejsce tej zawodniczki to również olbrzymie zaskoczenie. Podczas trzeciej walki z zawodniczką z Beninu nie ukrywałam zaskoczenia, kiedy to moja przeciwniczka zdobyła pierwszy punkt. Na szczęście w końcówce walki udało mi się odrobić stratę techniką nożną. Najcięższym pojedynkiem bez wątpienia był jednak ćwierćfinał, kiedy naprzeciwko mnie stała Włoszka. Nie ukrywam, że Sara Cardin zawsze była moją idolką. Ma na swoim koncie olbrzymie sukcesy, zawsze podziwiałam starszą ode mnie o 10 lat, dużo bardziej doświadczoną zawodniczkę. Ta walka wymagała ode mnie nie tylko dobrego przygotowania fizycznego, ale również psychicznego i jak się okazało dałam radę. Jednopunktowa przewaga wystarczyła, aby odnieść sukces i móc walczyć dalej. W półfinale spotkałam się z Japonką, z którą już wcześniej miałam okazję walczyć. Po raz pierwszy dwa lata temu w Linz. Spotkałyśmy się wtedy w ćwierćfinale, walka zakończyła się z korzyścią dla rywalki. Cieszę się, że tym razem role się odwróciły oraz mogłam liczyć na wsparcie sędziów 4:1 w chorągiewkach przy wyniku 0:0.

Jak wyglądały Twoje przygotowania do mistrzostw? Ile razy w tygodniu trenujesz? Pracujesz dodatkowo nad motoryką? Trzymasz specjalną dietę?

Na treningu karate spotykam się ze swoim trenerem 5 razy w tygodniu. Bardzo przywiązuję uwagę do wszystkich treningów. Nawet pod nieobecność trenera na krótki okres przed MŚ, odwiedziłam zaprzyjaźniony klub Gokken by móc potrenować z Sarą Elwart i jej trenerem. Oprócz treningu karate pracuję również na motoryką. Kontrolę nad moimi treningami sprawuje Rafał Gilewski, spotykamy się dwa razy w tygodniu na siłowni, a oprócz tego uskuteczniam odpowiednio rozpisane treningi biegowe. Jeżeli chodzi o dietę to przyznaję się, że jest to najgorszy aspekt moich przygotowań i powinnam przywiązywać do tego większą uwagę.

Osiągniecie takiego sukcesu w tak młodym wieku wiązało się z wieloma wyrzeczeniami?

Nie ukrywam, że w swoim życiu na pierwszym miejscu stawiam karate. Dużo trenuję, wyjeżdżam na zawody przez co czasu „dla siebie” zostaje zazwyczaj bardzo mało. Gdzieś tam czuję, że w pewnym sensie zaniedbuję rodzinę, przyjaciół czy znajomych, ale najbliżsi starają się to zrozumieć i wspierać mnie w tym co robię. Teraz już może mniej, ale kiedyś bardzo odczuwałam to, że moi znajomi wychodzą na miasto, a ja idę na trening i zazwyczaj rano również muszę być gotowa na kolejną aktywność, więc nie mogę sobie pozwolić na długie imprezowanie. Druga sprawa to uczelnia, na której sporo mnie nie ma. Nieraz uzbiera się sporo zaległości. Na szczęście mogę liczyć na wsparcie mojej grupy. Ze strony prowadzących również mogę zazwyczaj liczyć na zrozumienie, co bardzo ułatwia sprawę. Nie żałuję swoich decyzji i wiem, że warto poświęcać się temu co się kocha.

Jestem zdania, że walki wygrywa się w znacznej mierze w głowie. Jak Ty podchodzisz to tego? Czy towarzyszy Ci stres, a może podchodzisz do wszystkiego na luzie? Masz swój sposób na relaksację?

Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Nawet zaczęłam współpracę z trenerem mentalnym, jest to dość świeża sprawa, ale uważam, że mój psycholog również sporo wniósł do tego sukcesu. W każdej chwili mogłam na niego liczyć, motywował mnie i wspierał w cięższych momentach.  Na tak wysokim poziomie każdy potrafi wykonać super technikę ręczną czy nożną, sens w tym, aby dobrze ją wykorzystać. Mój trener − Maciej Gawłowski, często powtarza nam na treningach, że aby wygrywać „trzeba wyjść ze strefy komfortu”, blisko podchodzić do przeciwnika, mocno pracować na nogach i jednocześnie wytrzymać tę presję. Staram się podchodzić do swoich walk ze spokojem, choć nie uważam, że to łatwe i nie zawsze mi wychodzi. Nie mogę powiedzieć, że się nie stresuję, po prostu stres staram się traktować motywująco. Jeżeli już jesteśmy przy kwestii psychiki to uważam, że bardzo dużą rolę odegrała właśnie ona podczas walki z Sarą Cardin. Zawodniczki startujące na tych zawodach jako czołówka światowa mają dwukrotnie utrudnione zadanie. Ciąży na nich presja, oczekuje się medali. Podczas, gdy ja start na MŚ traktowałam jako szansę na osiągnięcie czegoś wielkiego i tę szansę po prostu wykorzystałam. To właśnie po walce z Włoszką poczułam się naprawdę mocno i zaczęłam wierzyć w finał.

A mój sposób na relaksację? Przede wszystkim trzymam daleko od siebie problemy, które się pojawiają. Chociażby sprawy polityczne PZK – PUK. Moje myśli są skierowane tylko i wyłącznie na mój start. Kiedy jestem zmęczona, nie siedzę na siłę na hali, tylko idę do pokoju odpocząć. Przed startem, może to trochę egoistyczne podejście, ale JA jestem najważniejsza. W dniu zawodów robię swoją rozgrzewkę, zawsze taką samą, bez kombinowania, aby otworzyć swój umysł i czuć się dobrze.

Źródło: Archiwum PUK karate-polska.pl

Jak wpłynęła na Ciebie sytuacja z „orzełkiem i hymnem”? Myślałaś o tym przed startem, czy raczej starałaś się wyłączyć i skupić na zawodach? Wyobrażałaś sobie zdobycie złotego medalu bez odegrania Mazurka Dąbrowskiego?

Tak jak wspomniałam wcześniej starałam się to trzymać z daleka od siebie. Cały czas rozmawialiśmy z trenerem o tym, że co by nie było to robimy swoje. To, że na początku startowałam w logo PUKu nie robiło na mnie większego wrażenia, bo przechodziliśmy już przez to na ME Seniorów w tym roku. Ale, kiedy już dotarłam do finału liczyłam na to, że ten orzełek pojawi się na mojej piersi. Widziałam artykuły w internecie, ale cierpliwie czekałam na decyzję. Nie mogłam sobie wyobrazić pierwszego historycznego finału bez symboli narodowych. Kiedy w przeddzień walki dowiedziałam się, że jest pozwolenie, wieczorem usiadłam sobie na spokojnie w pokoju, znalazłam swojego starego orzełka, którego jeszcze niedawno odpruwałam i zabrałam się do roboty. Kiedy już go przyszyłam, zrobiłam zdjęcie i wysłałam do kilku osób z dopiskiem, że jestem gotowa na jutro :).

Myślisz, że zdobycie przez Ciebie złotego medalu coś zmieni w postrzeganiu polskich zawodników na arenie międzynarodowej?

Jesteśmy naprawdę dobrymi zawodnikami, tylko musimy w to uwierzyć. Nie zmienimy postrzegania innych, powinniśmy skupić się na sobie i wykorzystywać swoje umiejętności na arenie międzynarodowej, pokazywać to co umiemy i ciągle się rozwijać. Niejednokrotnie przecież słyszymy od zagranicznych, znanych trenerów  − o tym, że jesteśmy dobrymi zawodnikami. Zresztą mój medal nie jest jedynym polskim osiągnięciem (choć skromnie przyznam, że na pewno największym :)), w końcu w ostatnim czasie Polacy zdobywają medale (np. trzy medale z ostatnich ME juniorów, brązowy medal MŚ kadetów z Teneryfy). Naprawdę możemy wszystko!

Myślisz, że Twój sukces może przełożyć się na większą medialną rozpoznawalność karate? W końcu po Twoim powrocie media huczały o sukcesie…

Taką mam nadzieję… Liczę na to, że ten sukces pomoże nie tylko mi, ale całemu polskiemu karate i tutaj mam na myśli przede wszystkim docenienie naszej OLIMPIJSKIEJ dyscypliny. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu nikt nie zainteresowałby się tym wszystkim. Cieszę się, że zrobiło się głośno, to bardzo miłe, czuję to docenienie. Może to też wpłynie w jakiś sposób na rozwój naszej dyscypliny. Ja mogę od siebie dodać, że nawet to przywitanie, które zostało zorganizowane na lotnisku, ogromnie mnie zaskoczyło − pomyśleć, że dla innych sportowców takie przywitania to normalka…

Wiem, że twój tata jest judoką. Rodzice angażują się w Twoją karierę? Mocno Cię wspierają?

Oczywiście, rodzice zawsze mocno trzymają za mnie kciuki i śledzą moje poczynania. To oni, kiedy miałam 7 lat, wysłali mnie na zajęcia karate. Jakoś od najmłodszych lat miałam pociąg do sztuk walki, być może to kwestia tego, że mam rok młodszego brata i zdarzały się między nami spory :). Tata, jako były sportowiec, bardzo rozumie to, przez co przechodzę, dlatego każdy mój sukces mocno przeżywa.

Jako kobieta-zawodniczka widzisz jakieś szczególne kwestie związane z płcią w karate, które należałoby w naszym kraju zmienić?

Kiedy mówię ludziom, że trenuję karate i chwalę się jakimiś swoimi sukcesami to ich reakcja zazwyczaj jest taka sama: “Niemożliwe, ty taka drobna dziewczyna! W życiu bym nie pomyślał/ała”. Oczywiście w żaden sposób nie odbieram tego źle. Karate mimo wszystko też wygląda zupełnie inaczej niż ludzie to sobie wyobrażają. Nikt nie ma problemu z tym, że robię, to, co robię. Pamiętam, że kiedy w pierwszej klasie podstawówki zaczynałam chodzić na treningi, chłopaki z mojej klasy, którzy również uczestniczyli w zajęciach, podśmiechiwali się i próbowali udowadniać, że są lepsi, ale teraz już dawno ich nie ma, a ja zostałam i spełniam się w tym, co robię…

Wiem, że Twoim celem jest wyjazd na igrzyska olimpijskie w Tokio w 2020 roku, czego gorąco Ci życzę. Jak wygląda Twój plan startów na najbliższe miesiące?

Bardzo dziękuję :). Przed wyjazdem do Madrytu, IO w Tokio były moim dalekim marzeniem, ciężkim do spełnienia, bo jednak eliminacje są bardzo wymagające. Jest tylko 10 miejsc w dodatku na dwie połączone ze sobą kategorie. Po zdobyciu tego medalu, wiem, że ten cel jest do osiągnięcia i będę mocno o niego walczyć. W tym roku został mi już tylko Szanghaj. Kolejne starty zaczynamy już w styczniu, plan na przyszły rok jest bardzo napięty: Paryż, Dubaj, Salzburg, Rabat, Montreal, Tokio, Santiago itd., Mistrzostwa Europy w Guadalajarze. Liczę, że utrzymam formę na najwyższym poziomie i będę zdobywać kolejne punkty w rankingu do Tokio 2020.

Chciałabyś komuś szczególnie podziękować?

Chciałabym przede wszystkim bardzo podziękować mojemu trenerowi – Maciejowi Gawłowskiemu. Cieszę się, że za młodu trafiłam właśnie do KS Olimp, który dał mi szansę na rozwój, bo kto, jak kto, ale nasz trener to prawdziwy pasjonat i zawsze daje z siebie 110%, nie zważając na przeciwności losu.

Ten medal to nie tylko moja zasługa, otoczyłam się wspaniałymi ludźmi, na których zawsze mogłam liczyć, i którzy pomogli mi dojść na sam szczyt. Nie będę tutaj wszystkich wymieniać, chciałabym po prostu powiedzieć, że BARDZO WAM DZIĘKUJĘ!

Share this Post

1 Comment

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>
*
*