“Wiem, ile poświęciłem by dojść tu gdzie jestem” Miłosz Sabiecki

Piotr/ 12 listopada, 2017/ Karate-do, Ogólne/ 0 comments

KARATEBLOG.PL to miejsce, które powstało między innymi, aby promować i pokazywać światu młodych, zdolnych i świetnie  zapowiadających się karateków. Przed Wami wywiad z aktualnym mistrzem Polski juniorów w kumite, brązowym medalistą mistrzostw Europy WKF oraz zdobywcą 5 miejsca na odbywających się niedawno mistrzostwach świata WKF na Teneryfie. Miłosz Sabiecki, bo o nim mowa, to z pewnością osoba, która zainspiruje wielu młodych zawodników. Pracowitość poparta dużą pewnością siebie zapewne sprawi, że jeszcze o nim usłyszycie. Zapraszam do lektury.

Miłoszu, gratuluję ostatniego sukcesu. Zająłeś wysokie 5 miejsce na mistrzostwach świata na Teneryfie. Opowiedz proszę o tych zawodach – w jakiej kategorii startowałeś i z kim walczyłeś?

Witam, dziękuje bardzo. Zawody trwały  5 dni – od 25 do 29 października. Startowałem w kategorii juniorów do 61 kg. W drugi dzień zawodów stoczyłem trzy walki: pierwszą z zawodnikiem z Kosowa Hajdari Dren – wygraną 1-0. Często na wysokiej rangi zawodach pierwsze starcia są jednymi z trudniejszych, obaj zawodnicy czekają oraz odczuwają spięcie w trakcie ataków, tak też się czułem, mimo to jednak zdobyłem pierwszy punkt i mogłem kontrolować pojedynek do końca czasu. W następnej walce czułem się dobrze i pewnie, kończąc z wynikiem 3-1 z zawodnikiem  Echayev Sultan pochodzącym z Izraela. Niestety kolejna walka nie zakończyła się na moją korzyść, zabrakło naprawdę niewiele, może i też trochę szczęścia. Wszystko trwało sporo czasu ze względu na wezwanie lekarza do przeciwnika po kopnięciu ushirogeri, przez które – na moje nieszczęście – otrzymałem podwójną karę. Finalnie musiałem uznać wyższość Kazacha  Baytureyev Yerkinbek 0-1, który dostając się do finału dał mi przepustkę do repasażów odbywających się następnego dnia. Warto dodać, że Kazach zdobył złoty medal, nie tracąc żadnego punktu przez całe mistrzostwa. Następnego dnia przeznaczonego wyłącznie na walki finałowe oraz repasaże przyjechała cała reprezentacja, która zagrzewała mnie do boju. W tamtym momencie myślałem jedynie o wygranej. Pierwszy pojedynek był pomiędzy utytułowanym Bułgarem – aktualnym mistrzem Europy, a Czechem. Czekałem więc na zwycięzcę, którym okazał się niespodziewanie Czech – Podrabsky Petr, zdobywając punkt w ostatniej sekundzie. Mentalnie czułem się bardzo dobrze, wiedziałem jaki mam cel, dlatego też wygrałem 3-0. Następny pojedynek z gospodarzem vice-mistrzem Europy 2016 roku wygrałem 4-3, dzięki czemu od brązowego medalu dzieliła mnie już tylko jedna walka, która odbyła się 3 godziny po repasażach eliminacyjnych. Niestety nie był to moment spełnienia marzenia. Przegrałem z Japończykiem 0-2.

Jak oceniasz poziom i organizację zawodów?

Poziom uważam za bardzo wysoki, jak i wyrównany zarazem. Na takich zawodach wszyscy przygotowani są w stu procentach i jadą po najwyższe cele. Organizacja również świetna – walki o medale na środkowej macie w świetle kamer, wyprowadzanie zawodników oraz video review. Jedynym minusem był dzień ważenia zawodników i ponad godzina opóźnienia. Ale nie ma co rozpamiętywać takich drobiazgów…

A jak się przygotowywałeś do tych zawodów?

Treningi karate odbywałem 5 razy w tygodniu, w grupach wraz z zawodnikami z klubu oraz 5 treningów inwidualnych: 3 siłowo-motoryczne oraz 2 kondycyjne.

To całkiem sporo zajęć. Powiedz – czym zajmujesz się na co dzień. W jakim klubie trenujesz? Kto jest Twoim trenerem? Gdzie się uczysz, co robisz poza nauką i treningami?

Na co dzień przygotowując się na turnieje wielkiej rangi – czas dla siebie mam tylko w niedzielę, o ile nie odbywają się zawody lub zgrupowania. Codziennie przed szkołą wstaję by zrobić trening na siłowni lub kondycyjny w terenie. Mieszkam w internacie, chodzę do Zespołu Szkół Sportowych i Ogólnokształcących w Gdańsku, a po zajęciach w szkole jadę od razu na następny trening. Niestety wiele czasu zajmuje mi sam dojazd, ponieważ 3 razy w tygodniu jeżdżę do Tczewa, z którego pochodzę i trenuje tam od dzieciństwa w sportowym klubie karate Senshi. Dojazd w jedną stronę zajmuje mi ponad godzinę. Ale trenerem jest tam Arkadiusz Stubba, któremu zawdzięczam bardzo wiele, potrafi on pomóc w trudnych sytuacjach i znaleźć dobre rozwiązania. Od czasu liceum trenuję również 2 razy w tygodniu  w Gdyni.  Poza nauką i treningami lubię się zrelaksować przy dobrym filmie i odpoczywać w ten sposób od codzienności.

 

A jak wyglądają Twoje treningi? Jako świadomy zawodnik – wspierasz je dietą i suplementacją?

Na treningach pracujemy nad taktyką oraz eliminacją błedów w walce, wykonujemy również ćwiczenia na tarczach oraz nad szybkością ze specjalnymi gumami. Często również sparingujemy, co jest ważnym elementem rozwoju zawodnika. Karate trenuję raz dziennie, czasami również w weekendy odbywają się w Tczewie testy sprawnościowe by sprawdzić nasz progres. Motoryka również jest w planie moich treningów, niestety nie jest dopracowana, ponieważ nie posiadam trenera od takich przygotowań, ćwiczenia, które wykonywałem polecił mi przyjaciel – Mateusza Tomiczek, ale myślę, że w następnych przygotowaniach znajdę odpowiednią osobę do codziennej współpracy na miejscu. Mam sprawdzoną dietę, którą stosuję również do zbijania wagi. Przed turniejem ważne dla mnie jest by nie czuć się źle oraz mieć siłę do treningów, chociaż różnie bywa w tej kwestii, a jedyny suplement, który stosuję to BCAA [aminokwasy rozgałęzione – przyp. red.].

Piąte miejsce na mistrzostwach świata to nie przypadek. Jakiś czas temu zdobyłeś medal mistrzostw Europy WKF. Miejsce na podium na tak prestiżowej imprezie to duży sukces. Często zdarza się, że na zawodach tej rangi, gdzie zjeżdża się cała europejska czołówka, zawodnik pomimo, że jest dobrze przygotowany – ulega tremie. Powiedz czy podczas startów na tak dużych imprezach odczuwasz tremę lub stres? Co jest dla Ciebie najtrudniejsze podczas takich zawodów?

Zgadzam się – stres przeżywa wielu zawodników, przez co są zblokowani w walce. Jedyny chwilowy stres jaki odczuwam, to ten w dzień zawodów, gdy wstaję z łóżka w hotelu. Możliwe jednak, że to bardziej ekscytacja, ale nazywam to ‘pozytywnym stresem’, ponieważ czuję zawsze, że to będzie mój dzień i dzięki temu jestem mega pewny siebie. Rodzina mówi, że aż za bardzo, ale to ja wiem, ile poświęciłem by dojść tu gdzie jestem. Na zawodach mam bardzo dobre nastawienie – nie ma zawodników, z którymi nie da się wygrać, nawet jeśli jest to zawodnik pierwszy w światowym ranking, a miałem taki przypadek, to wszystko siedzi w głowie. Podczas zawodów, jak już wspominałem, wydaje mi się, że najtrudniejsza jest pierwsza walka…

 

Zdarza się, choć coraz rzadziej, iż zawodnicy zdobywający sukcesy trenują zarówno kumite, jak i kata. Jak jest z Tobą? Czy zdarza Ci się trenować kata w swoim klubie? A może stawiacie na ścisłą specjalizację kata/kumite?

Klub stawia przede wszystkim na kumite, lecz w młodszych grupach kata również jest częścią trenigów.  Osobiscie specjalizuję się w kumite, a kata ćwiczę tylko przed egzaminem, choć nie ma się czym chwalić.

Masz swojego idola w świecie karate – osobę, na której się wzorujesz? A może jest to zawodnik uprawiający inną dyscyplinę sportu?

W świecie karate wielu jest zawodników godnych uwagi, lecz najbardziej inspirującymi mnie zawodnikami są Amir Mehdizadeh z Iranu oraz Douglas Brose z Brazyli, z którym miałem okazję rozmawiać prywatnie na temat ich przygotowań. Obaj są z tej samej kategorii wagowej -60 kg. Amir jest bardzo pewny siebie, w walce porusza się cały czas w przód, jakby nie myślał o stracie punktów, a tylko o ich zyskaniu, co mu z reguły zawsze wychodzi. Natomiast Brazylijczyk walczy mądrze i efektywnie, co bardzo mi się podoba. Często oglądam ich pojedynki i próbuję wykonywać podobne akcje na swoich treningach.

Czego mogę Ci życzyć w dalszej karierze? Jaki masz swój osobisty, sportowy cel do zrealizowania?

Życzyć można wiele, ale zdrowie i nieustająca forma to to, czego bym najbardziej chciał. Swoich celów nie stawiam tak jak wiele ludzi – od razu z ‘’grubej rury’’ na złoty krążek olimpijski, lecz stopniowo podnoszę poprzeczkę. Najpierw złoto na mistrzostwach Europy i dopóki tego celu nie zrealizuję, to przy nim zostanę. Jak się uda to postawię przed sobą kolejny schodek i tak powoli do Igrzysk. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy…

Dziękuję za rozmowę.

 

Share this Post

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>
*
*